


W Regule świętego Benedykta znajdziemy rozdziały pisane w gniewie i oburzeniu, są w niej fragmenty poczęte z ogromnego współczucia ludzkiej biedzie, nie brak także miejsc pełnych dyskretnie powściąganej tęsknoty za Chrystusem (wielki motyw biegu). Nie znajdziemy zapewne pieśni miłosnej skierowanej do Zbawiciela, bo tę zastępuje u Benedykta żołnierska służba rozpisana w jasny sposób i bez zbędnej liczby słów na pory roku, dni i noce. Reguła dostarczy bacznemu czytelnikowi wiadomości o dojrzewającym w Benedykcie uczuciu tolerancji i postawie mądrego umiaru.
Jeden jednak rozdział jest szczególnie fascynujący. Można go traktować jako komentarz praktyczny do sławnego zdania z Prologu Ewangelii według św. Jana: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” i zrodził się on — mówiąc najprościej — z ludzkiego wstydu. Jeśli Biblia jest zapisem tajemniczego splotu mojego i Bożego życia, a nie tylko relacją, przekazem zamkniętych już na wieki nieodwołalnych zdarzeń — to zdaje się, że Benedyktową kategorię „dziś” należy czym prędzej dołączyć do rządzącej całą Biblią kategorii „wobec”. Tak zapewne czytał Pismo Święte nasz zakonodawca, czytał w nim o sobie i o swoich braciach. Rzeczywiście różnił się od nas, bo słowo natchnione wstrząsało nim, zawstydzało go i przymuszało do konkretnych rozwiązań. Tak powstał rozdział 53 Reguły, który nie (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.