


MARCIN ŻYŁA: Czy rozmawiam z „białym kołnierzykiem”?
DARIUSZ WINEK: Rzeczywiście, tak się mówi o bankowcach menedżerach. To strój korporacyjny, który nosimy na co dzień, element profesjonalnego wizerunku, mający budować zaufanie i wiarygodność. Jesteśmy jednak normalnymi ludźmi, żyjemy w społeczeństwie, zakładamy rodziny i mamy takie same problemy jak inni. I choć może się wydawać, że tworzymy zamkniętą kastę, nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Mamy do czynienia z konkretnymi klientami. I – nieważne, czy są to osoby prywatne, czy przedsiębiorstwa – staramy się poznać i zrozumieć ich potrzeby.
Przyzna pan jednak, że bankowcy nie mają ostatnio dobrej prasy.
Wizerunek instytucji finansowych pogorszył się za sprawą ogólnoświatowego kryzysu i nadużyć, które często popełniały wysoko postawione osoby zarządzające. Trudno z tym polemizować, trudno się nie oburzać, gdy słyszy się choćby informacje dotyczące nieuzasadnionego zawyżania wysokości stawek na rynku międzybankowym w londyńskim City.
Nadużycia dotyczą jednak nie tylko sektora bankowego. Nieuczciwość występuje również w innych sektorach gospodarki. Jednak w przypadku banków malwersacje sięgają często olbrzymich kwot. Nawet jeżeli tylko jedna na tysiąc osób postępuje niewłaściwie, skala oszustw od razu przyciąga uwagę.
Literaturoznawcy analizują czasem Biblię jako wybitne dzieło literackie. Czy ekonomiści również znajdują w niej ciekawe dla siebie treści?
To na pewno zależy od ekonomisty. Dla wierzącego Pismo Ś (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.
Marcin Żyła - ur. 1979, dziennikarz, stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego", publikował również w "Znaku" i "Dzienniku Polskim". Zajmuje się m.in. tematyką wielokulturowości i historii Bałkanów oraz Europy Środkowej. Mieszka w Krakowie. (wszystkich teksty tego autora)