



MARCIN ŻYŁA: Jaka jest pana opinia na temat liberalizacji przepisów dotyczących obyczajowości, która od wielu lat postępuje na Zachodzie, a ostatnio także w Polsce? Czy jest to przejaw dopasowywania prawa do zmian obyczajowych, czy też może podążania za pewnym trendem, który wcale nie musi się okazać trwały?
PROF. ANDRZEJ ZOLL: Pytanie zasadnicze jest takie: na ile prawo kształtuje nasze obyczaje, a na ile to obyczaje kształtują prawo? Myślę, że między tymi dwoma systemami normatywnymi występuje sprzężenie zwrotne. W rozwoju społeczeństw prawo powinno być wtórne w stosunku do obyczaju. Oczywiście, zdarza się również, że pierwsza jest norma prawna wprowadzona po to, aby zablokować jakiś trend, który, zdaniem sprawujących władzę, jest niekorzystny.
Proces, o którym pan mówi, rzeczywiście ma miejsce. Widać różnicę między Europejską Konwencją Praw Człowieka z 1950 roku, w której jest mowa o ochronie rodziny będącej związkiem mężczyzny i kobiety, a Kartą Praw Podstawowych UE, w której znajduje się tylko odwołanie do przepisów poszczególnych państw członkowskich. Polska konstytucja przesądza sprawę: małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety.
Jestem przywiązany do pewnych wartości. Kiedy byłem rzecznikiem praw obywatelskich, pytano mnie w parlamencie o stosunek do związków partnerskich i adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Zawsze odpowiadałem, że podstawową wartością społeczną jest dla mnie rodzina. Pomijam tu problemy konfesyjne. Rodzinę rozumiem w myśl przepisów prawa rodzinnego jako związek mężczyzny i kobiety, kt&o (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.
Marcin Żyła - ur. 1979, dziennikarz, stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego", publikował również w "Znaku" i "Dzienniku Polskim". Zajmuje się m.in. tematyką wielokulturowości i historii Bałkanów oraz Europy Środkowej. Mieszka w Krakowie. (wszystkich teksty tego autora)