



Kiedy obserwujemy dziecko, fascynuje nas jego niezwykła witalność oraz ciekawość świata. Niebywała wręcz zdolność do powtarzania tych samych czynności, ruchów, radość z nabytych umiejętności. W pewnym momencie przychodzi jednak przesilenie, jakby rozładowały się tajemnicze bateryjki. Wesołe dotychczas i ruchliwe maleństwo staje się marudne, płaczliwe i rozdrażnione. Nie radzi sobie z wielością bodźców, z zebranymi wrażeniami, po prostu gubi się i potrzebuje pomocy. Potrzebuje obecności rodziców, czegoś do zjedzenia, a także snu. Uważny rodzic bezbłędnie odczytuje te fazy i potrafi zaradzić większym kryzysom. W wypadku studentów, a więc osób dorosłych, problem polega na tym, że nikt już ich nie przypilnuje, nikt nie zareaguje na oznaki zmęczenia, nie ukoi stresu i napięcia. Student sam ponosi odpowiedzialność za siebie, i to w każdym wymiarze życia. Od spraw czysto bytowych, związanych z elementarnymi potrzebami życiowymi, poprzez interpersonalne, naukowe aż po odpowiedzialność za swoją duszę. Nie wszyscy jednak radzą sobie z tym, co przynosi dorosłość, często kryzys dotyka tych, którzy zaledwie rozpoczęli studia. Dlaczego tak się dzieje?
Uwiedzeni, czyli konsumpcja możliwości
Nowa jest przestrzeń miasta. Miejsce, to osobiste, w akademiku albo na stancji, dzielone często z nowymi ludźmi. Nowe jest też tempo, najczęściej nieustający bieg. Zaglądanie do sekretariatów, szukanie swojego nazwiska na listach studentów przyjętych na wybrane zajęcia. Poznawanie nowych ludzi, profesorów, zasad poruszania się w akademickim świecie. Smak pierwszych wykładów, wymaga (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.