


KATARZYNA KOLSKA: O odejściu ojca Jacka Krzysztofowicza z zakonu dominikanów pisały i mówiły przez kilka tygodni niemal wszystkie media: od brukowców po poważne, opiniotwórcze tytuły. Ojciec milczał. Prowincjał zakonu nie miał nic do powiedzenia na ten temat?
KRZYSZTOF POPŁAWSKI OP: Odejście ojca Jacka wydarzyło się w konkretnym momencie, ale ma też swoją historię – nikt nie odchodzi z zakonu nagle. Jako przełożony wiem o wielu sprawach, o których nie mogę i nie chcę mówić. Dlatego uznałem, że nie powinienem się wypowiadać od razu – pośpiech w komentowaniu zwykle sprawia, że mówi się wiele niepotrzebnych zdań.
Bracia z zakonu nie byli tak powściągliwi. Niektórzy się wypowiedzieli, i to dość ostro.
Opinie były skrajne i niektóre nie powinny w ogóle się pojawić. Niemniej emocje w takim momencie są chyba zrozumiałe.
Ojciec Jacek informację o tym, że odchodzi z zakonu, zamieścił w internecie. Czy było potrzebne aż tak bardzo spektakularne pożegnanie?
Zdecydowanie nie, bo to nikomu nie służy. Ale zaraz też pojawia się pytanie, jak taką prawdę przekazać wiernym. Ukryć? Przeczekać, aż rozejdzie się po kościach? To nieuczciwe. Ludzie związani z naszym klasztorem w Gdańsku mogliby mieć pretensje, że potraktowaliśmy ich niepoważnie.
O tym, że ojciec Jacek chce odejść, dowiedziałem się tydzień wcześniej, pojechałem do Gdańska, rozmawiałem z nim. Rozmawiałem też z przeorem o tym, jak zachować się w tej niełatwej dla wspólnoty sytuacji: Jacek odejdzie, ale bracia (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.
Katarzyna Kolska - dziennikarka, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "W drodze", absolwentka filologii polskiej i teologii, przez 13 lat pracowała w poznańskim oddziale "Gazety Wyborczej", autorka kilku książek, m.in. "Modlitwa poranna i wieczorna" (Olimp Media 2008) i "Moje dziecko gdzieś na mnie czeka. Opowieści o adopcjach" (Znak 2011, Wydawnictwo W drodze 2016). Jest mężatką, ma dwóch synów, mieszka w Poznaniu. (wszystkich teksty tego autora)