



Nigdy wcześniej nie prowadziłem dziennika. Przewidując, że na moich oczach będą się działy rzeczy ważne dla Kościoła i świata, niewiele się zastanawiając, wyciągnąłem notatnik oraz długopis i zacząłem pisać. Notowałem to, co mogli zobaczyć wszyscy. Spisywałem też własne refleksje i przemyślenia. Więcej ich było, niż przypuszczałem.
25 lutego 2013 roku
Stało się to, co od paru dni prorokowano. Benedykt XVI motu proprio, czyli z własnej inicjatywy, zmodyfikował zasady dotyczące konklawe, dając kardynałom możliwość wcześniejszego zebrania się, by wskazać kolejnego biskupa Rzymu. To już druga interwencja Benedykta XVI w tej kwestii. Pierwsza, z 2007 roku, przywróciła dawną zasadę, zgodnie z którą, by wybrać papieża, nie wystarczy większość parlamentarna, lecz potrzeba jednomyślności co najmniej 2/3 kardynałów.
Zadanie, które stoi przed elektorami, daje do myślenia. Łacińskie słowo jednomyślność (unanimitas) kryje przecież w sobie poszukiwanie jednej duszy, jednego ducha(una anima). Biorąc pod uwagę ich różnorodność, pochodzenie, doświadczenie, gigantyczne i często sprzeczne oczekiwania, potrzeby Kościoła oraz wiele innych czynników – przed kardynałami naprawdę niełatwy czas.
Zastanawiam się, czy sam przypadkiem nie odwykłem od konieczności poszukiwania jednomyślności, czy jestem jeszcze w stanie wzbić się nad arytmetykę lub partykularne interesy. Mając doświadczenie demokracji – takie właśnie, jakie mam: w społeczeństwie, w Kościele, w zakonie – czy jestem gotów tracić, rezygnować ze swojego…
(...)
Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.