


Na początku roku pojawiły się w mediach informacje o warszawskim stowarzyszeniu Amicta Sole, którego celem jest promowanie kobiet w Kościele. Katolickie feministki! – głosiły niektóre tytuły w prasie i w Internecie. Tak się złożyło, że w tym samym czasie czytałem zapiski pewnej mądrej kobiety. I natrafiłem na wypowiedź: „Och, jak to dobrze, że Mesjasz był mężczyzną. To bardzo upraszcza wszystkie sprawy. Mężczyzna jako szlak do Boga. Dokładnie tak!”. Rozumiem ją! Nieraz myślałem sobie, że gdybym był kobietą, to łatwiej byłoby mi przylgnąć do Pana Jezusa. Przytulić się do Niego, do czego zachęca w swoich Ćwiczeniach duchowych św. Ignacy z Loyoli. Niemniej jednak, jedno drugiemu nie przeczy: katolicki feminizm i to, że mężczyzna Jezus jest szlakiem do Boga, i że tak właśnie jest bardzo dobrze.
Feminizm kojarzy się wielu ludziom z dość niekobieco wyglądającymi kobietami, które mają nieustanne pretensje do mężczyzn i nie potrafią odróżnić własnego brzucha od poczętej, odrębnej istoty ludzkiej. Tym bardziej cieszą takie inicjatywy, jak Amicta Sole, które z wnętrza Kościoła, bez babochłopskiej agresji próbują pokazać inny feminizm, bez gardłowania za darmową antykoncepcją, aborcją na życzenie czy też narzuconymi odgórnie parytetami w życiu społecznopolitycznym. O takim innym feminizmie pisał Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae: „kobiety [...] mają stawać się promotorkami »nowego feminizmu«, który nie ulega pokusie naśladowania modeli »ma (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.