


Łowca androidów (ostateczna wersja reżyserska) reż. Ridley Scott wyst. Harrison Ford Rutger Hauer, Sean Young USA 1982; premiera DVD: grudzień 2007
Rok temu umarł Kapuściński. Z tysięcy zdań, które zostawił, wyławiam takie: „doświadczenie niemożności opowiedzenia innego świata stale mi towarzyszy i skłania mnie do uporczywego wpatrywania się w okruchy istnienia – w drobiazgi życia codziennego, w oczywistości najprostszych myśli i zachowań. Przetrwa ten, kto stworzył własny świat”. Do tego zdania dopisuję na marginesie ciąg dalszy: a co z tymi, którym się nie udało? A gdyby pomyśleć o takich, którzy nie mają przeszłości ani wspomnień, nie stworzyli własnego świata? Skazani są na życie wyłącznie w czasie teraźniejszym? Nie potrafią umiejscowić własnego „ja” jako istnienia w czasie, a żeby to przełamać, zapamiętale zbierają fotografie. Takie fragmenty życia w prywatnych albumach, pochowanych po kieszeniach kurtek i płaszczy, by poświadczyć swoją historię i tożsamość. To androidy, bohaterowie filmu Scotta, którzy przechodzą przeobrażenie z doskonałych maszyn w istoty bardziej ludzkie, zdolne kochać, współczuć i nienawidzić.
Łowca androidów to już film legenda. Historia replikantów, którzy uciekają na ziemię, aby odnaleźć swoich stwórców i wydobyć od nich tajemnicę przedłużenia własnego, zaprogramowanego na cztery lata życia, pozostaje opus magnum filmowego science fiction. Ćwierć (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.