


Opowiadał mi frater Adalbertus:
„Czy to możliwe, by zobaczenie Twarzy Boga mogło wprowadzić człowieka w tarapaty? Oto, co mi się kiedyś przydarzyło. Byłem w pewnej niezwykłej górskiej dolinie, gdzie (jak mówiono) bije źródło wody żywej, a w tym źródle (jak mówiono) można zobaczyć Twarz Boga. Oczywiście strasznie byłem ciekaw tego zjawiska, ale doszedłszy tam, ogromnie się rozczarowałem: w źródle zobaczyłem tylko odbicie własnej kalafy. Akurat obok studzienki, w której biło źródło, stał pasterz, który mi powiedział, że jeśli chcę zobaczyć Twarz Boga, to muszę zapomnieć o sobie. W tym momencie jakby mnie olśniło, na moment rzeczywiście zapomniałem o sobie, zajrzałem do studzienki i zobaczyłem Twarz Boga. Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że omal nie zemdlałem. Usiadłem na kamieniu obok studzienki i próbowałem zebrać myśli. Niestety, nie przychodziło mi to łatwo. Tak naprawdę to nie przychodziło mi to wcale, szedłem potem w dół doliny jakby co nieco na haju i przez najbliższe kilka dni snułem się po okolicy jak śnięta ryba. W pewnym miasteczku, przechodząc przez skrzyżowanie, nie zauważyłem czerwonego światła, samochody zatrzymywały się z piskiem opon, a ja nie zwracałem na nie uwagi. W końcu zatrzymał mnie policjant, ale jak mu powiedziałem, że właśnie widziałem Twarz Boga i jestem pod wrażeniem, to mnie zostawił. I słusznie. W końcu nie każdemu się zdarza zobaczyć Twarz Boga. Osoby, które oglądały Twarz Boga, należy otaczać szacunkiem.

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.