


Opowiadał mi frater Adalbertus:
„Pewnego ranka, otwierając okiennice, zobaczyłem siedzącą na progu mojego domu ładną kobietę. Ubrana była przedziwnie: spódnica i bluzka z kolorowych skrawków materiału, włosy rozczochrane, ufarbowane w kolorowe pasemka, na dodatek była bosa. Wyglądała jak istna Łoblodra z Łobornik. Siedziała na progu i nic nie mówiła, tylko się uśmiechała. Rzekłem do niej:
– Dlaczego tu siedzisz, jak taka Łoblodra z Łobornik? Lepiej sobie stąd idź. Mogę ci dać piątala na drogę, ale nie siedź tutaj, bo jeszcze ludzie sobie coś pomyślą.
Ona, nic nie mówiąc, wstała i uwodzicielsko się uśmiechnąwszy, puściła do mnie bezczelnie oko. Po czym pomachała mi ręką i poszła.
Spacerowałem tego samego dnia po mieście i wszedłem do otwartego na oścież kościoła. Była to bardzo nastrojowa stara świątynia, wokół ścian liczne marmurowe nagrobki, powietrze miało zapach starej cegły, a słońce wpadające przez witraże w oknach układało się na podłodze w barwne plamy. Nikogo w niej nie było i panowała tu cisza. Naprzeciw ołtarza na lektorium leżała otwarta Biblia. Chyba dopiero co skończyło się nabożeństwo, bo na ołtarzu paliły się jeszcze świece. Podszedłem do lektorium i zacząłem czytać od miejsca, na którym Księga była otwarta:
»Jaśniejąca jest i nigdy blasku nie traci Mądrość. Łatwo ją widzą, którzy ją miłują, i znajdą ją, którzy jej szukają. Uprzedza pożądających (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.