


13 sierpnia mija piąta rocznica śmierci francuskiego pisarza Juliena Greena. Łączył on w sobie typowe dla „stulecia ideologii” przeciwieństwa, lęki, urojenia, ale także nadzieje, olśnienia i pisarską sławę. Żył długo, niemal sto lat (ur. 1900), pozostawił po sobie kilkanaście powieści i opowiadań, kilka sztuk teatralnych i liczące 17 tomów dzienniki, które prowadził od 1926 roku i od pewnego momentu regularnie publikował.
Robert de Saint Jean, przyjaciel i biograf Greena, napisał kiedyś, że dzieło pisarza charakteryzuje przede wszystkim „fascynacja Absolutem i poszukiwanie prawdy bez względu na konsekwencje”. Dziennik, a zwłaszcza powieści Greena — ten „prawdziwy dziennik”, jak zwykł był o nich mawiać — wypełnione są szczególnym rodzajem niepokoju, który wciąż nakazuje pisarzowi sięgać w głąb siebie i tęsknić za Bogiem, źródłem prostoty i szczerości.
Tajemnice Paryża
Ojciec Anglik, matka Amerykanka, pięć sióstr i mały Julien — miejscem zamieszkania tej rodziny był Paryż okresu la belle époque. Liczne stronice prozy Greena wypełnione są migotliwymi obrazami francuskiej stolicy. Rodzina żyła skromnie, ale na poziomie; ojciec był przedsiębiorcą handlującym olejem bawełnianym sprowadzanym ze Stanów Zjednoczonych i potrafił zapewnić byt całej rodzinie, choć ze względów finansowych często musiała się przeprowadzać. Stąd tak wiele obrazów ówczesnego Paryża utrwaliło się w&nb (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.