


Trzy czwarte uczniów, którzy z różnych powodów uczęszczali na katechezę, nie chodziło do kościoła. Taka było rzeczywistość. Ataków na księży, których się na początku spodziewał, nie było zbyt wiele. Najsmutniejsze, że sprawy Kościoła były im obojętne. Wiedział, że najpierw musi zbudować mosty, po których do nich przejdzie, żeby w ogóle chcieli dyskutować.
Podczas jednej z lekcji pod wpływem wiadomości o księdzu handlującym samochodami, którą podały wszystkie dzienniki, Kaśka wystąpiła z deklaracją:
— Ja do tego obłudnego Kościoła nie będę chodziła. Ja im nie wierzę.
— To może powiedz, w kogo mamy wierzyć? — odparowała Joanna.
— Na pewno nie w tych katabasów, co jeżdżą zagranicznymi furami.
— Kto dziś jeździ innymi? — przerwała jej z lekceważeniem Magda.
— Mniejsza o samochody, ale nie każdy mieszka w pałacu. Niech ksiądz powie, czy to w porządku, że jedni nie mają co jeść, a drudzy mieszkają w pałacach?
Groser został przyparty do muru. Jeśli zlekceważy te pytania, stwierdzą, że nie warto z nim dyskutować i się zamkną.
— No cóż, są w Kościele księża i księżyska, jak ktoś powiedział. Tak było zawsze, jest i będzie — szukał słów, które rozładowałyby atmosferę. — Znam takich, którzy oddadzą ostatnią złotówk (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.