


Bóg na wygnaniu
Bóg na wygnaniu 1 — tak Chantal Millon–Delsol zatytułowała swój esej, w którym podejmuje próbę zdiagnozowania sytuacji duchowej świata współczesnego. Tekst ten wywołał burzliwą dyskusję nad Sekwaną, ale i nad Wisłą postawiono szereg pytań o zasadność i trafność wielu kategorycznych stwierdzeń czy zbyt gładkich i łatwych uogólnień. Nie czas teraz i miejsce na analizę i polemikę. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, iż nawet przy dość pobieżnej lekturze artykułu wątpliwość budzi adekwatność użytego tytułu. Otóż, Delsol znacznie mniej mówi o „wygnanym Bogu” niż o doświadczeniu człowieka współczesnego rozdartego między pragnieniem absolutu a lękiem przed przyjęciem Boga, zawierzeniem Mu. Myślę, że nieprzypadkowo tak właśnie się stało i tak się dzieje w obficie trafiających dzisiaj w ręce czytelników wypowiedziach — bardziej i mniej udanie — podejmujących problematykę relacji Boga i człowieka. I z całą pewnością istnieje taka troska o człowieka, która jest też troską o Boga. Jednak można też tak zagubić się w „dalekiej krainie” rozczarowań i niepewności człowieczych, że ból i dramat opuszczonego Boga staje się obojętny. W swoim opuszczeniu przez ludzi, także przez tak zwanych wierzących, „Bóg na wygnaniu” oczekuje człowieka, który w prostocie wiary i w pokorze serca przyjął (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.