


W ostatnim dniu minionego roku, dokładnie w południe według czasu moskiewskiego, pierwszy wybrany w wyborach powszechnych prezydent Rosji, Borys Nikołajewicz Jelcyn, ogłosił Rosji i światu wolę wcześniejszego ustąpienia ze stanowiska. W tym samym dniu obowiązki prezydenta Rosji zaczął sprawować urzędujący premier, Władimir Władimirowicz Putin, wcześniej oficjalnie namaszczony przez Jelcyna na następcę. Świat na krótką chwilę oniemiał. Owszem, rezygnacji schorowanego prezydenta można było spodziewać się wcześniej, ale jego sylwestrowe wystąpienie sugerowało, że to on sam wybrał ten najwłaściwszy moment. Wybrał moment, kiedy notowania jego politycznego pupila gwałtownie rosną. Popularności dodaje mu czeczeńska wojna, a jego oponenci sypią się w proch do tego stopnia, że w Rosji zaczęto szeptać o bezalternatywnych wyborach prezydenckich. Czy rzeczywiście Jelcyn sam wybrał moment? Czy odszedł z własnej woli? Któż to dziś wie? Czy to dziś najważniejsze? Owszem, to bardzo ważne...
Ważne dla przyszłości, wraz bowiem z Jelcynem do historii odchodzi cała epoka, epoka pierwszej od czasów lutowej rewolucji 1917 roku próby budowania demokracji i elementów społeczeństwa obywatelskiego w Rosji. Już dziś literatura na temat samego Jelcyna i okresu jego władzy w Rosji w światowej politologii — i nie tylko — jest przeogromna, ale wiadomo: czas podsumowań zwykle przychodzi po latach. Historia potrzebuje perspektywy. Niniejszy tekst nie ma jakichkolwiek pretensji historiozoficzno–analitycznych. To po prostu jeszc (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.