


Raz poczułam się przez tę książkę oszukana. Raz płakałam jak bóbr, nie mogąc złapać tchu. Ile razy mnie zachwyciła – już nie zliczę.
„To jest mój Facebook. Opowiadam tu o absurdach podróży, o meczu Polska – Anglia, o perfumach Angel, o wyglądzie Humphreya Bogarta (…) o wiosłowaniu na Łotwie oraz o stu innych rzeczach, które coś dla mnie znaczą. Jednak nie jest to książka tylko mojej twarzy, to także książka innych twarzy, bez których nie mógłbym mówić o włas- nej” – pisze Marek Bieńczyk na okładce Książki twarzy, wyróżnionej tegoroczną Nagrodą Literacką Nike. Pojawia się też hasło – Bieńczyka czy może wydawcy książki – znamienne: „Poza siecią też można mieć swój profil”.
Nie wiem, czy autor Książki twarzy ma swój profil na Facebooku (zwanym nieraz pieszczotliwie w Polsce Twarzoksiążką). I wiedzieć nie chcę. Bo profil Marka Bieńczyka, jego niezwykle inteligentna twarz, to właśnie zbiór esejów, w których różnorodności i stylu można smakować do woli.
O winie, sporcie i podróżach
Przymierzałam się do tej książki kilka razy. Miałam wrażenie, jakby hasło odnoszące się do Facebooka było skierowane wprost do mnie. Przyciągał mnie też okładkowy zestaw twarzy, o których pisze Bieńczyk – dość intrygujący, skoro potrafi pomieścić i tenisistę Andre Agassiego, i trenera Kazimierza Górskiego, i laureata Literackiej Nagrody Nobla Johna Maxwella Coetzeego, na Juliuszu Słowackim i Tadeuszu Boyu Żeleńskim wcale nie kończąc. To zestaw na pozór szalon (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.