



Papieską studniówkę mamy, chciałoby się powiedzieć. I słusznie, ponieważ studniówka, ta szkolna, kończy pewien okres życia i zaczyna nowy, tyle że najpierw trzeba zaliczyć maturę. W przypadku nowego biskupa Rzymu, papieża, egzamin dojrzałości nie odbędzie się w ciągu kilku dni czy godzin, jest bowiem rozpisany na dalsze lata jego życia. A w życiu, jak to w życiu, raz się jest na wozie i trzy razy pod wozem. Papież Franciszek ma tego świadomość, skoro zaraz po konklawe poprosił zgromadzonych na placu Świętego Piotra o modlitwę i błogosławieństwo. A chcąc uwydatnić zależność i owocność swojej posługi, pochylił głowę przed modlącym się nad nim Kościołem. Tym sposobem biskup Rzymu daje do zrozumienia, jakie jest jego miejsce w Kościele i na czym polega jego posługa ludowi Bożemu. I nie tylko jemu. Każdemu człowiekowi. Gdyż Kościół ma ludzi do siebie zapraszać, przygarniać, a nie odpychać. Franciszek mówi: „Ewangelizacja zakłada dojrzałość. Zakłada w Kościele odważną wolność słowa, która otwiera się sama z siebie. Wzywa do opuszczenia siebie i pójścia na rubieże. Nie tylko na rubieże geograficzne, lecz do granic ludzkiego istnienia, które jest misterium grzechu, bólu, niesprawiedliwości, ignorancji, braku praktyk religijnych, [tajemnicą] myślenia, wszelkiej nędzy”.
Narcyzowie
W naszym myśleniu o Kościele wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli się zostanie diakonem, księdzem, a na pewno, gdy zostanie się biskupem, idzie się w zupełnie innym kierunku – do swoich. Na dodatek dzięki święceniom wejdzie się do grupy osób uprzywilejowanych, a nawet świętszych od innych. Tak myśląc, zac (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.