


Już chciałem zrezygnować z planowanego nieco wcześniej tematu lipcowego felietonu, gdy jeden z moich znajomych umieścił na Facebooku następujący wpis:
„Należy skończyć z ciągłym »biadoleniem« nad brakiem kapłanów. Do myślenia powinien tu dać sam fakt, że już od końca XVIII wieku nieustannie mówiono o braku kapłanów. (…) temat braku kapłanów pojawia się jedynie dlatego, że wynajduje się konkretne »pasterskie« zadania i funkcje, które w określony sposób mogą wykonywać tylko kapłani, i wtedy stwierdza się, że nie ma do tego wystarczającej liczby kapłanów. (...) w przewidywalnej już przyszłości problem będzie miał na imię nie »brak kapłanów«, lecz »brak wiernych« (G. Greshake)”.
Odczytałem te słowa jako ostateczne przynaglenie, by pierwotnej intuicji nie porzucać.
A pierwotna intuicja zaczęła pączkować w święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana – kolejny dzień w roku, który (choć nazwa wskazuje na coś innego) ma być poświęcony celebracji nie tyle kapłaństwa Jezusa i wdzięczności za to, czego dokonał, ile raczej uświadamianiu ludowi Bożemu (czytaj: świeckim) tego, jak ważni dla nich jesteśmy my, księża.
Zastanawiam się, czy nie należałoby zatem równolegle ustanowić święta, w które będziemy celebrować – również przecież sakramentalny, na chrzcie ugruntowany – udział wszystkich wiernych w kapłaństwie Chrystusa?
Trudno oceniać poziom świadomości jakiejś kwestii w dużych p (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.