



Czy gdyby siostra Faustyna żyła dziś i pisała swój Dzienniczek w formie bloga, to zostałaby gwiazdą internetu? Ojciec Marcin Wrzos, oblat, redaktor naczelny „Misyjnych Dróg”, ma wątpliwości. – Nie jestem pewien, czy siostra dostałaby zgodę władz kościelnych, aby go prowadzić. Ale z pewnością dotarłby do większej liczby odbiorców i jej Dzienniczek byłby o wiele bardziej znany.
Tylko czy internet, który potrafi być zwykłym śmietnikiem, ściekiem i rynsztokiem, jest właściwym miejscem na wyrażanie swoich poglądów religijnych?
Znajomy ksiądz, który nie pisze bloga, ale chętnie czyta katoblogi, słysząc moją wątpliwość, puka się w czoło. – Nie czytałeś Ewangelii? Pan Jezus był z ludźmi, którzy błądzili, grzeszyli i nie byli kandydatami na świętych. Dlaczego Jego słowo nie miałoby trafić do internetu? Dlaczego miałby tam nie iść? – pyta ksiądz Marek. – Natomiast to, że Pan Jezus objawił się Faustynie w czasach, w których nie było internetu, z pewnością nie jest przypadkiem. Pan Bóg wie, kiedy i jak się objawić.
Tyle że blogi katolickie może pisać każdy, niekoniecznie osoba pokroju siostry Faustyny, i nie wiadomo, czy to, co napisze, jest zgodne z nauką Kościoła. Biskupi nie pilnują przecież blogerów. – A myślisz, że są w stanie upilnować księży w swojej diecezji? – śmieje się ks. Marek. – Nie demonizuj i nie generalizuj. Czytaj, myśl i oceniaj.
Ojciec Wrzos z „Misyjnych Dróg” mówi, że choć w Kościele jest wielu świeckich i duchownych, nie zawsze mówią w nim ci, którzy rz (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.