



Rok temu na zaproszenie generała naszego zakonu ojca Brunona Cadorégo przybyłem do Jerozolimy na Wielki Tydzień. Większość czasu spędziłem z braćmi na obradach. Debatowaliśmy nad aktualną sytuacją i perspektywami rozwoju dominikańskiej Szkoły Biblijnej. W tym czasie udawało mi się też zaglądać do Starej Jerozolimy, do miejsc bezpośrednio związanych z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa.
Wielki Czwartek
Getsemani, czyli ogród Oliwny przylegający do bazyliki Narodów, skąpany jest dziś w blasku zielonych reflektorów oraz w jednostajnej kakofonii klaksonów. Nie wiem, dlaczego oliwki oświetlone są na zielono, ale idąc tutaj, przekonałem się, że skrzyżowanie zakorkowane z niewiadomych powodów przez izraelską policję oraz przelewający się przez ulicę pielgrzymi wystarczą, by zirytować miejscowych kierowców, zmuszając ich do nieustannego używania sygnałów dźwiękowych.
Zastanawiam się, jakie dźwięki dochodziły do Pana Jezusa, gdy modlił się do swego Ojca za potokiem Cedron. Do tej pory myślałem, że panowała tam absolutna, złowroga cisza, zwiastująca zbliżanie się księcia tego świata. Mój współbrat Łukasz Popko twierdzi, że podobnie jak Jezus i Jego uczniowie wielu ludzi, którzy przybyli do Jerozolimy na święto, nie mając pieniędzy na nocleg w mieście, przechodziło drogą w stronę Betfage lub nocowało pod gołym niebem. Prawdopodobnie więc Jezus nie modlił się w teatralnej ciszy wypreparowanej z codzienności. Jego słowa rozbrzmiewały na tle szumu różnorodnych dźwięków, wzbudzanych przez grupki nocujących wokół pielgrzymów.
Siedzę w ogrodz (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.