



On, ona i ono. Tata, mama i dziecko. Marek, Basia i Ula. Czyli rodzina. W poszukiwaniu swojej drogi, swojego szczęścia, swego własnego nieba. W walce o utrzymanie relacji wewnętrznych, spajających ten żywy organizm, oraz zewnętrznych ze światem, który niby taki nowoczesny i bogaty, a jednak niebezpieczny. Obce niebo w reżyserii Dariusza Gajewskiego w widowiskowy i dramatyczny sposób pokazuje to napięcie.
Bohaterem filmu jest rodzina jako całość. Oto polskie małżeństwo z dzieckiem próbuje urządzić swój prywatny mikrokosmos na szwedzkiej ziemi. Sytuacja znana prawie każdemu z nas. Jeśli nie my sami, to na pewno ktoś z krewnych, bliższych lub dalszych, albo z grona znajomych i przyjaciół, ewentualnie sąsiedzi – ktoś bez wątpienia dotknął emigracji zarobkowej. To już nie tysiące, a miliony. Doświadczenie potężne, na ogromną skalę. Dobrze więc, że nasza rodzima kinematografia próbuje się z nim mierzyć.
Tym bardziej, gdy udaje się pokazać złożoność sytuacji niejako z wnętrza opowieści. To jedna z zalet Obcego nieba. Mimo zbyt wolno rozpędzającej się na początku akcji, twórcy osiągnęli cel najważniejszy: stworzyli narrację, która widza wciąga, angażuje emocjonalnie i sprawia, że wraz z rozwijającym się dramatem współodczuwamy jego porażającą moc. Gdy naszych bohaterów dosięga małżeński kryzys, od razu czujemy, że to nie koniec problemów. I dzieje się tak, jakby jakiś wytrawny strateg analitycznym umysłem przejrzał państwa Zielińskich, precyzyjnie za cel ataku obierając najsłabszy punkt: dziecko.
Widać, że ten film współtworzyła para z doświadczeniem (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.