


W czasie kwitnienia kasztanowców w śląskich kościołach można zaobserwować ciekawe zjawisko. Z samego rana pojawia się grupa elegancko ubranych młodych ludzi. Druga mniejsza fala dociera wczesnym popołudniem. Podejrzewam, że podobna sytuacja ma miejsce także poza śląską prowincją, bo i przyczyna jest ogólnokrajowa. Matura. Ludowa mądrość kwituje tego typu anomalie lapidarnym „Jak trwoga, to do Boga”. Zaś bardziej naukowe wyjaśnienie podpowiada, że potrzeba religijna jest przystosowaniem ewolucyjnym, ułatwiającym radzenie sobie w sytuacjach traumatycznych. Ergo: wobec maturalnej traumy wzmaga się atawistyczne działanie przystosowania, przyprowadzając młodych w miejsca, w które bez lękowego dopalacza trafiają z wielkim trudem.
Daleki jestem od tego, żeby oceniać autentyczność doświadczeń religijnych pojawiających się w takich sytuacjach. Pewnie w pojedynczych przypadkach dokonują się całkiem rzetelne, trwałe nawrócenia. Jednak statystycznie rzecz biorąc, pochodzące z trwogi majowe wzmożenie nie zmienia krajobrazu religijności młodych. Spora część z nich, jeśli w ogóle następnym razem trafi do kościoła, sprowadzona zostanie do niego przez traumę ślubną. I będzie to wzmożenie, statystycznie rzecz biorąc, równie nietrwałe. Dopalacze – także te, które funduje nam nasz własny organizm – mają krótkotrwałe działanie. Jednym słowem: okołomaturalne doświadczenie uczy, że mechanizm „Jak trwoga, to do Boga” niekoniecznie jest przyczynkiem do budowania trwałych i dojrzałych relacji z Bogiem. Dlatego warto uzupełnić ludową mądrość o dodatek „na chwilkę”. Albo nawet ją przefo (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.
WIELKI DZIEŃ POWSZECHNEGO WSTYDU