


Paweł Krupa
Kraków, trzydzieści lat temu. Ja, dominikański student, siedzę na dyżurze w zakrystii naszej bazyliki. Do kontuaru podchodzi staruszka, urocza babinka w kwiecistej chustce na siwych włosach, okryta grubą sukienną zapaską – przyjechała spod Krakowa, żeby „u Świętego Jacka” zamówić mszę świętą za zmarłego męża. Kiedy szukam odpowiedniej daty i godziny w zakrystyjnym rejestrze, ona spostrzega umieszczony pod szybą, na ladzie, plakat zapowiadający kolejny Tydzień Kultury Chrześcijańskiej, którego hasłem jest zdanie Jana Pawła II: „Wiara rodzi kulturę”. Kobiecina myśli chwilę, a potem odzywa się do mnie tymi słowami:
– Ma racje tyn nas papiez!
Pomyślałem sobie coś w rodzaju: „Cóż ty możesz z tego zrozumieć”, i widocznie wyraz mojej twarzy zdradził sekret myśli, gdyż kobieta dodała:
– No, ma racje, mówię braciskowi. Widzi bracisek, ja tu przysłam na msze dać za mojego zmarłego chłopa. On w Boga mało co wiezył, pił, łokrutnik strasny był i cęsto mnie bił. Tak mnie proł, ze ja od tego ogłuchłam na jedno ucho. I tak sobie myślę, ze jakby on był bardzij wiezący, to on by nie był taki łokrutny i by mnie tak nie proł. Bo wiara rodzi kulturę, bracisku, racje ma nas papiez.
Spokorniałem natychmiast i przyrzekłem sobie na przyszłość nie wydawać o ludziach pochopnych sądów, nawet po cichu.
Wzajemne relacje pomiędzy wiarą a kulturą stały się w ciągu ostatnich dziesięcioleci jednym z dominujących tematów chrześcijańskiego dyskursu. Pisali o tym i mówili papieże, teologowie, filozofowie, socjologowie, artyści, politycy (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.